Po raz kolejny zespół Czarnych wystąpił w mocno zmienionym składzie przeciw nam, między innymi zagrali Lizurek Guldziński dla których był to debiut na B klasowych boiskach, w drugiej połowie wszedł Działach, który jak widać gra tylko przeciw nam. I rzeczywiście pierwsza połowa grana była pod dyktando Czarnych. Nie dość że gospodarze mieli z górki ze słońcem to jeszcze z wiatrem, takie to uroki tego boiska. Już w czwartej minucie tracimy bramkę, jesteśmy od początku zagubieni na boisku, nie gramy nic, co rusz ślizgamy się na grząskiej nawierzchni czego efektem jest sytuacja sam na sam z naszym bramkarzem, ale Piotrek świetnie zachowuje się wybijając w tej sytuacji na róg. Jeszcze goście mają rzut wolny z 16 metra bo sędzia w tej sytuacji cofnął akcję, anulując przywilej korzyści z jakiego skorzystali ale nie w 100 procentach gospodarze. Uderzenie trafiło jednak w mur a w zasadzie w rękę stojącego w murze obrońcy, ale sędzia nie zareagował. Kolejna akcja przyniosła bramkę dla Kozłowej Góry. Pomocnik gości zdecydował się na strzał z 30 metrów czyli prawie z połowy boiska :) , popełnił błąd nasz bramkarz, który wypluł piłkę przed siebie a tą dobił z 5 metrów Warmiński, przy okazji zahaczając nią o słupek. Na szczęście dla nas był to ostatni błąd naszego bramkarza, który już potem bronił bez zarzutu, a było co, bo Kozłowa w pierwszej połowie grała zdecydowanie lepiej. Nie uchroniło jej to jednak przed stratą dwóch bramek, w zasadzie dwa nasze wyjścia z naszej połowy zakończyły się bramkami. Najpierw świetnie zachował się nasz kapitan, który wyprzedził napastnika, przejął podawaną do niego piłkę i zagrał w uliczkę do G. Kalarusa, którego w końcu za ósmym razem na spalonym nie złapał lubiany przez nas wszystkich sędzia liniowy z meczu z Nadzieją Bytom i w sytuacji sam na sam pokonał bramkarza gospodarzy. W doliczonym czasie gry w końcu przeprowadziliśmy składną akcję , taką jak Kozłowa przez całą pierwszą połowę, tylko że my skutecznie. Prawą stroną na obieg poszedł Kuba Żyrek zagrał piłkę w martwą strefę pomiędzy linię obrony i bramkarza a tam znalazł się G. Kalarus który wbił ją do pustaka. Po tej bramce sędzia zakończył pierwszą połowę nie pozwalając nawet na wznowienie gry.
W drugiej połowie Kozłowa Góra musiała zmienić kilku zawodników tak aby ci mogli wystąpić w okręgówce, niby weszli za nich Arturzy Działach i Dramski, ale to już nie było to. Dodatkowo wprowadzili jakieś dziwne ustawienie co spowodowało że nasi dwaj napastnicy grali cały czas jeden na jeden z obrońcami, którzy dodatkowo stali na środku boiska. To była woda na młyn dla nas i co rusz zagrażaliśmy bramce przeciwnika, nie wykorzystując kilku stuprocentowych sytuacji, cztery jednak się udało. Dwie bramki padły po rozklepaniu przeciwnika, nie było to trudne bo w obronie zostawało ich bardzo mało, jedna po rzucie wolnym i dobitce z najbliższej odległości - taki sam błąd popełnił bramkarz gospodarzy jak nasz w pierwszej połowie, a jedna bramka wpadła jak na stadionach świata, z 25 metrów z pół obrotu z powietrza lewą nogą za kołnierz bramkarza w samo okno - a strzelał Wojtek Brzyski. I to tyle. Aha gospodarze wykorzystali rzut karny po faulu. Tym razem prowadziliśmy już 3:1 a nie tak jak w meczu u nas 2:1 w ostatnich minutach. Tu było jeszcze sporo czasu żeby dobić rywala.
Co cieszy, powoli wracają nasi kontuzjowani zawodnicy do gry, ta przerwa była nam bardzo potrzebna. Teraz będzie już tylko lepiej, a przynajmniej tak myślę.